Taki sobie Pan Poniedziałek Psikus!

Wczoraj był poniedziałek. Taki typowy, gluciany poniedziałek. Znów mam okres bezsenności. Kręcę się w lozku godzinami zanim usnę. I tak w niedziele odpłynęłam około godziny 3 rano, to właściwie już poniedziałek był, jakby na to nie patrzeć. Budzik dzwoni o 6.45. Nie musze chyba tłumaczyć, jak się czułam schodząc na dół, żeby dzieciom zrobić śniadanie zanim wstaną i przygotować lunch boxy do szkoły. Kawa nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia oczywiście. Jakoś ten poranek zleciał. Bogu dzięki żadne z małych ludzi nie miało złego humoru, nie było kłótni ani nieporozumień, wiec obeszło się bez niepotrzebnych stresów. Byłam dość wdzięczna siłom wyższym, że czują względem mnie jakąś empatie i zezwoliły na spokojny, przedszkolny poranek.

Dzień wcześniej mężu mój kupił Misce nowe buty do szkoły, bo dziury wytarte już na przodzie w starych i woda się wlewa strumieniami. Kiedy mowie „stare”, mam na myśli 3-miesieczne, te, które kupiłam na rozpoczęcie szkoły we wrześniu, żeby nie było, ze ją posłałam w nowy rok szkolny w starych i podartych butach. No więc, czas zakładać te nowe buty, które za 7 godzin będą wyglądać dokładnie, jak te poprzednie.

-Mami, ciasne. Nie włożę nóżki.

W głowie już puściłam wiązankę przekleństw w kierunku Jaska. No cholera, rozmiar 11 powiedziałam! Czy to tak ciężko znaleźć szkolne buty w rozmiarze 11? Wysłać chłopa do sklepu. Z kartka poszedł! Jeszcze po drodze wiadomość napisałam, na wypadek, gdyby kartkę zgubił i nie pamiętał, że to 11 rozmiar! Wzięłam tego buta do ręki, patrzę, no jest 11. Skruszyłam się w środku. Pewnie jakaś zaniżona numeracja.

-Ok Misia, załóż jeszcze dziś te stare, ja pojadę do sklepu i wymiennie.

Poszło dziecko szukać starych butów a w mojej głowie jakiś obrazek się pojawił. Stoi Jasko przede mną i pyta „a te wyrzucić?”.. „tak, tak. Wyrzuć”. W rękach ma stare buty szkolne. Kolejny obrazek- Jasko opróżnia kosz i wynosi śmieci do kontenera. Tu zamarłam. Poniedziałek! Dzień smieciarki! Podbiegam do okna, odsuwam żaluzje, no stoją kosze przed domem. Puste już czy jeszcze nie?

-Mami, nie mogę ich znaleźć – słyszę.

-Dziecino w koszu są. – Miski oczy rozwarły się w przerażeniu, dolna szczeka opadła i widzę napływające do oczu łzy. – Spokojnie. Poczekaj.

Świadoma faktu, ze już powinniśmy opuścić osiedle, żeby znaleźć miejsce parkingowe pod szkolą, puszczam się w bieg do kontenera ze śmieciami. Pełny. Na szczęście, albo i na nieszczęście. O 8.25 w poniedziałkowy poranek, miałam niezmierną przyjemność pogrzebania sobie w śmieciach z całego tygodnia. Było cholernie zimno, śmierdząca i mokro! Znalazłam! Są!

-Misia mam! – zawołałam w progu z takim szczęściem, jakbym co najmniej na loterii wygrała! Mia nie czuła mojej radości. Popatrzyła na mnie i na buty z niedowierzaniem i obrzydzeniem.

-Mami one były w koszu na śmieci. Są obrzydliwe, śmierdzące i mokre. Nie pójdę w nich do szkoły.

-No to pójdziesz boso w takim razie – wysypało mi się z ust. Skarciłam się w głowie, odwróciłam się spokojnie i skłamałam, ze one tak naprawdę nie dotykały żadnych śmieci, ze nie są mokre, tylko zimne bo jest bardzo zimno na dworze i ze nie sierdzą, bo przecież były na świeżym powietrzu! No ok. To jak tak, to założymy te buty. Wyszliśmy w końcu z domu, kompletnie ubrani i pojechaliśmy do tej szkoły. Siedząc w aucie dotarło do mnie, ze mój pęcherz jest wypełniony do maksymalnych rezerw. Jakoś moje przekaźniki informacji dopiero teraz się uaktywniły. No nic. Jakoś wytrzymam.

Wytrzymałam. Szybko, szybko. Klucz do drzwi. Biegiem po schodach do toalety. Usiadłam na toalecie z myślą o rozkoszy oddania moczu, jednakże rozkosz ta przekształciła się w jednaj sekundzie w frustracje i złość a moja twarz przybrała morderczy grymas. Czułam, jak napinają mi się mięsnie twarzy i zaciska szczęka. Deska od toalety była kompletnie mokra. Nawet nie łudziłam się, ze to tylko woda. Mój Misiu Pysiu był sikać tuz przed wyjściem do szkoły a sikanie to przecież najlepszy czas na wyobrażanie sobie, jak to jest być strażakiem i gasić pożar! Jestem pewna, ze go zagasił! Zrobiłam co miałam zrobić, otrząsnęłam się, odbiłam od tafli złego humoru i zeszłam na dol ogarnąć kuchnie po śniadaniu.

Otworzyłam lodówkę, żeby włożyć masło i mój wzrok powędrował na tubkę z jogurtem dziecięcym. Data użycia do 13.11.2020. Dziś jest 23! Ja zapakowałam te pieprzone jogurty dzieciom do szkoły! Moje serce stanęło na moment po to, żeby nabrać rozpędu i walnąć mnie od środka w klatkę piersiową. Poczułam uderzenie a wraz z nim fala gorąca zalała moje ciało a twarz płonęła. Teraz przydałby się Strażak Sam! Oddychaj, odezwał się mój wewnętrzy głos. Niewiele myśląc, złapałam za telefon i wybrałam numer do szkoły. Nawet nie wiedziałam co tak naprawdę powiedzieć. Przecież zgłoszą mnie do Opieki Społecznej za zaniedbanie! Odbiorą mi dzieci! Pojdę siedzieć!

Po drugiej stronie usłyszałam glos Pani Administratorki. Widziałam jej twarz przed sobą. Czarne włosy do ramion.

-Szkoła Św. Antoniego, w czym mogę pomoc?

-Jestem mama dwojga dzieci, które obecnie są w szkole. Sprzątając lodówkę, zdałam sobie sprawę, ze dałam im przeterminowane jogurty. Nie dzień lub dwa, ale dziesięć. Nie wiem jak to się stało, ale czy jest szansa na to, żeby ktoś nie dopuścił do ich zjedzenia? – wypowiedziałam nerwowo, jednym tchem.

Usłyszałam po drugiej stronie delikatny chichot Pani Administratorki i chyba tego właśnie potrzebowałam. Toż to cyrk! Za klauna mogę pracować, tylko małpy mi brakuje!

-Tak wiem, mam wspaniały poniedziałkowy poranek – odpowiedziałam i „odchichnelam” się do rozmówczyni.

Zapewniono mnie, ze jogurty zostaną wymienione i ze wszystko będzie w porządku. Odłożyłam telefon. Włączyłam telewizor i odpaliłam trening Chodakowskiej na zresetowanie systemu. Pomogło.

Dzieci wróciły do domu z niezjedzonymi jogurtami, które okazały się mieć datę ważności do 28.11. Klaun!

3 myśli na temat “Taki sobie Pan Poniedziałek Psikus!

  1. O nie! Po takich poniedziałkach to się można rzeczywiście zniechęcić do tego uroczego dnia tygodnia na wiele, wiele długich lat 😋

    I jakie te nasze maluchy są słodko łatwowierne względem swych ukochanych mam, co? Biedna Mia i jej wcale nie śmierdzące i wcale nie mokre buty 😋

    Świetnie to wszystko opisałaś!

    Polubienie

    1. Oj można!! Na szczęście reszta dnia byla juz dla mnie bardziej przyjazna 🙂
      No tak, przecież mama nie klamie, bo zawsze powtarza, ze kłamstwo jest zle 😦 Niestety musiałam szybko priorytetowac sytuację, albo me kłamstwo, albo kłótnia przed szkola z 6latka z zachowaniem nastolatki 😁 Wygrało mniejsze zło 😉

      Polubione przez 1 osoba

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s