Kaśka odpłynęła na podłodze toalety. Nie słyszała już nic. Było jej cudownie. Lekka dusza, głowa pusta, bez myśli i problemów. Bez bólu. Tego fizycznego i mentalnego. Jest w końcu wolna. A może jednak się udało?
Nie udało się. Kaśka otworzyła lekko oczy. Kark nie miał panowania nad głową. Ciało wciąż miękkie jak dobrze wyrobiona plastelina. Płytki podłogowe, ale inne niż te w domu. Po bokach odsuwały się kolejno różne pary butów, robiąc miejsce jej i osobom które trzymały ją pod ramionami, dzielnie ciągnąc bezwładne ciało. Jej bose stopy wlekły się po posadzce długiego korytarza. Specyficzny zapach w powietrzu. Zapach szpitala. Nie, tylko nie to! Jest tak blisko celu. Nie chce pomocy. Nie chce być odratowana.
Otworzyły się jakieś drzwi.
-Pomóżcie! – zawołała Marta drżącym głosem – nałykała się czegoś. Ratujcie ją!
Kaśka została rzucona na jakieś krzesło, co w późniejszym czasie okazało się wózkiem inwalidzkim. Ktoś złapał jej głowę od tyłu i utrzymywał lekko odchyloną w tył.
– No to dziewczyno, pijemy! – powiedział kobiecy głos prosto w jej twarz.
W tym samym momencie do Kaśki otwartych ust została wlana ciecz o raczej gęstej konsystencji. Mętna, pozostawiająca w ustach piaskowy posmak. Zaczęła się dławić. Otworzyła szeroko oczy, nie mogąc nic powiedzieć. Usta pełne wody. To nie był sposób, który wybrałaby dobrowolnie na zakończenie życia. Przed nią stała kobieta w białym fartuchu, wciąż wlewając w nią czarny płyn. Na twarzy malował jej się grymas chorej przyjemności.
– Co się stało? – powiedziała – dusisz się? Przecież śmierci się chyba nie boisz skoro chciałaś się zabić! Pij!
Odruch wymiotny, który dusił Kaśke w końcu pociągnął za sobą zawartość żołądka. Zwróciła do ogromnego zlewu cały węgielny płyn. Nie było końca wymiotom i spazmatycznym, ściskającym gardło dławieniom. Kiedy w końcu oddech się jej wyrównał, pod twarz podsawiono kolejny dzbanek płynu.
-Następna runda, dziewczyno – powiedziała ta sama pielęgniarka.
– Nie dam rady – wyszeptała Kaśka. Jej głowa osunęła się do tyłu.
-Jak nie dasz rady, to zaraz wlożymy Ci rurkę do gardła i zobaczymy czy Ci się to będzie bardziej podobało – kobieta była zimna jak lód, całkowity brak empatii i próby zrozumienia.
Kaśka rozejrzała się dookoła. Była w pokoju sama z dwoma pielęgniarkami. Mamy nie było. Pewnie wyszła. Nie miała szans na wygranie walki z tyranem w białym fartuchu. Piła mętny płyn i wymiotowała. Piła i wymiotowała. I tak do skutku, aż wyczyściła żołądek. Po całym tym morderczym zabiegu, położono ją na twardym łóżku w zupełnie odizolowanym pokoju. Była wyczerpana i zamarznięta. Co chwilę przychodzili coraz to inni lekarze i siostry, robili swoje badania i testy, rzucając jej nieprzyjemne spojrzenia. Po kilku godzinach zawieziono ją na normalną salę na oddział. Dostała środkowe łóżko i pościel. W końcu mogła się ogrzać i zasnąć.
Przebudziła się, kiedy ktoś próbował jej wbić welflon w przedramie. Pielęgniarka. Ta miała przyjemniejszy wyraz twarzy, nawet się nieznacznie uśmiechnęła. Od tego czasu podawano jej kroplowkę za kroplowką. Kaśka spała. Bardzo długo.
Na drugi dzień rano przyszła odwiedzić ją mama. Nie mówiła wiele. Zdawkowe „Jak się czujesz, potrzeba Ci coś?”. Pytania, których odpowiedzi nie chciała tak na prawdę znać a Kaśce nie chciało się odpowiadać. I tak nigdy nikt jej nie słuchał.
Marta wyglądała na zmęczoną. Niewiele spała zeszłej nocy. Do późna siedziała przy łóżku córki, kiedy ta spała. Po powrocie do domu nerwy, bezsilność i wrażenia z całego dnia, nie pozwoliły jej zmrużyć oka. Ból rozdzierał jej serce. Jej córka, jej pierworodna córka chciała odebrać sobie życie. Próbowała zrozumieć. Nie potrafiła.
-Katarzyna Gruszewska – zawołał kobiecy głos.
– To ja – odpowiedziała Kaśka
-Chodź dziewczyno, idziemy na usg – przyjemna pielęgniarka pomogła jej zejść z łóżka i zaprowadziła do ciemnego pokoju, gdzie czekał już doktor. Kazał się położyć na łóżku.
-Następnym razem, jak będziesz chciała się bezmyślnie bawić, to pamiętaj jedną ważną rzecz. Szpital jest dla ludzi chorych, nie dla ludzi głupich- po czym najnormalniej w świecie dokonał badania.
W tym momencie Kaśka wiedziała,że następnym razem połknie wystarczającą ilość pigułek. Obiecała to sobie.
Smutne. Mam nadzieję, że w rzeczywistości jednak lekarze podchodzą do samobójców z większą dozą empatii 🙂
PolubieniePolubienie
dlatego jestem zdania, że samobójców nie powinno się ratować. Uszanować wybór. Nikt ich życia łatwiejszym nie zrobi, a skoro zaszli tak daleko, to znaczy, że wyczerpali inne opcje.
PolubieniePolubienie
Niby tak, choc moim zdaniem nie jest to tak czarne i białe. Czasem sa pomyslne zycia, zakonczone happy endem, pomimo wczesniejszych prob samobojczych.
Myślę, że przede wszystkim trzeba pomóc zanim dojdzie do próby zakończenia swojego zycia, wtedy można na prawdę uratować kogoś. Tak jak piszesz, jeśli osoba zdecydowała się na odebranie sobie życia, to już faktycznie wyczerpane zostaly wszystkie opcje rozwiązania problemów, często nawet „uratowanie” , konczy sie na kolejnej probie samobojczej.
PolubieniePolubienie