Do Mamy, która nie sypia..

Sobota. Udało mi się skończyć pracę kilka minut wcześniej. Wskoczyłam do niemal pustego autobusu zabierającego pracowników terminalu do parkingu. Za mną kilku mężczyzn w żółtych kamizelkach rozmawia na temat minionego poranka, skarżą się na brak ludzi. Przede mną stosunkowo młoda Azjatka mówi dość głośno do wiele starszej Angielki.

– Ma dopiero dziesięć miesięcy, ale jest taki mądry! Mówię Ci jest taki mądry, że aż nie mogę w to uwierzyć! Przekręca się z boku na bok, ma pięć zębów i śpi całe noce sam. Taki mądry!

Wnioskuję z rozmowy, że mówi o swoim drugim dziecku, synu. Pierwsze widocznie było „mniej mądre” i nie miało w tym wieku jeszcze tylu zębów. No bo przecież ilość mleczaków i zdolność do przespania całej nocy, jest odzwierciedleniem posiadanej inteligencji i mądrości. Idąc tym tokiem myślenia, na moją córkę zabrakłoby określenia w słowniku języka polskiego. Pierwszą cała swoją noc przespała, gdy miała ponad cztery lata a pierwszy ząb pojawił się w prawie dziewiątym miesiącu życia. No beztalencie całkowite. Tymczasem, całkiem normalna z niej dziewczynka, nie odbiega od norm wiekowych. Śmiem wspomnieć, że wciąż śpi ze mną.

Czasem matki traktują macierzyństwo jakby conajmniej był to wyścig na największe przemądrzenie Świata. Zero empatii w stosunku do innych mam, które mogą akurat mieć dziecko z problemami zdrowotnymi, zachowawczymi lub nawet same One mogą mieć problem z nowym wyzwaniem, jakim jest macierzyństwo. Odnalezienie się w tej nowej roli, wcale nie jest tak proste, jak może się wydawać.

Podsłuchanie tej rozmowy w autobusie, cofnęło mnie w czasie o całe pięć lat. Przywróciło uczucie bezradności, bezsilności, ciągłego zmęczenia, frustracji, złości, samotności, niezrozumienia, wyizolowania, inności, nieszczęścia i wielu łez. Pamiętam jak raz, chyba w odruchu niemego krzyku o pomoc, wrzuciłam na fejsbuka post w którym napisałam coś w stylu „czy moje dziecko kiedyś będzie spało?”. Pozwólcie, że nakreślę trochę sytuacje z ów czasów. Mia Mango nie spała odkąd się urodziła. Nocny cykl snu przerywany był pobudkami co trzydziesci – czterdzieści minut. Raz naliczyłam szesnaście pobudek jednej nocy i było to już jak miała około dwóch lat – nie mówimy tu o noworodku, bo to oczywiste, że ma prawo się budzić. Jako noworodek w dzień spała dwa razy po dwadzieścia minut. To tylko i wyłącznie na rękach. W pozostałym czasie, domagała się uwagi non stop. Nie było opcji, żeby zabawiła się sama nawet przez dwie minuty, żebym mogła zwyczajnie odpocząć. Wiele z Was powie, że ją tak nauczyłam, bo to też wielokrotnie słyszałam. Musiałam ją w takim razie uczyć tego będąc jeszcze w ciąży, bo przyszła na Świat z wrodzoną umiejętnością „niespania”. Zdolna bestia.

Pozwolę sobie zauważyć, że Noah nie ma problemu ze spaniem. Traktuję i wychowuję ich obojga tak samo. Szczerze, nie widzę, żebym sama zgotowała sobie los matki nie śpiącej. Nie widzę, żeby to był mój błąd wychowawczy. Całe to nocne (nie)życie trwało do czwartego roku życia Mii. Dopiero wtedy zaczęła spać lepiej. Lepiej – wcale nie oznacza dobrze. Nie mylcie proszę pojęć. W praktyce wyglądało to tak, że budziła się około czterech – pięciu razy na noc, czyli statystyki spadły z „naście”, na „kilka”.

– Nie wyspałam się dziś. Dwa razy musiałam dziś wstać do młodego – usłyszałam kiedyś od znajomej.

Niesamowite. Dwa razy! Nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy płakać. Miałam ochotę wykrzyczeć jej w twarz, jakim prawem narzeka! Dwie pobudki w ciągu nocy i to tylko jedna taka noc! Dla mnie i Jaśka taki stan rzeczy był marzeniem o którym już nawet nie śniliśmy, bo po kilku latach straciliśmy wszelkie nadzieje.

Wracając do mojego niemego krzyku o pomoc i wsparcie na fejsie. Chciałam usłyszeć coś w stylu: „wiem, przez co przychodzisz, wiem co czujesz, to nie będzie trwać wiecznie, dasz radę, trzymaj się mamo”. Chciałam znaleźć kogoś, kto rozumie, kto dałby słowo otuchy. Jak było w rzeczywistości? Wszystkie chyba matki, które miałam w znajomych, zaczęły pisać jak to ich dzieci cudowne śpią i spały całe życie, całe noce. Gwóźdź do trumny, który poniekąd sama poprosiłam o wbicie. Z dzieciem na ręku płakałam. Płakałam tak mocno i długo, że jak Jaśko wrócił z pracy, to moje oczy wciąż były spuchniete.

– Co się stało? – spytał jak tylko wszedł do domu a ja znów w płacz.

-Już nie daję rady. Jestem tak zmęczona, że już naprawdę nie dam rady dłużej tak żyć.

Fizycznie byłam znokautowana przez kilkunastomiesięczne dziecko. Moja psychika padła i to chyba było najgorsze. Jaśko się trzymał. Niby facet a jednak to On był tym silniejszym w tej kwestii. Od samego początku zawsze wstawał w nocy. Robiliśmy zmiany nocne między sobą, żeby choć jedno z nas, choć co drugą, przespało się choć trochę. Innego wyjścia nie było. To nie był temat do ogarnięcia dla jednej osoby. On rano dzielnie wstawał do pracy. Nigdy nie narzekał. Po całym dniu wracał i przejmował ode mnie dziecie, co bym mogła odetchnąć i nadrobić parę obowiązków domowych. To była moja forma rozrywki i odskoczni. Naprawdę. Jedyna.

Byliśmy sami. Bez znajomych. Bo Ci z dawnych czasów, wciąż byli bezdzietni, kawalerski stan życia. Inne priorytety, inny wymiar spędzania czasu wolnego. Wykruszyli się naturalnie z naszego życia. To chyba taka kolej rzeczy. Nie mamy babci, która zajęłaby się wnusią przez godzinkę albo dwie, żebyśmy mogli razem gdzieś wyjść albo poprostu pójść spać. Nie my pierwsi i nie ostatni, tak wiem. Wiele rodzin, szczególnie na emigracji, boryka się z tym samym problemem.

Wraz ze zmęczeniem i ogólną deprywacją snu, przyszły sprzeczki o byle powód. Główna prowodyrką byłam ja. Przyznaję się. Moja frustracja musiała znaleźć gdzieś ujście. Jako, że miałam tylko Jaśka, na nim się odbijało. Rozumiał. Jakimś cudem nie miał mi za złe. I tu napiszę o czymś bardzo niefajnym, co jednak ma miejsce w dzisiejszych czasach.

Zdarza się, że tonące związki, chwytają się ostatniej deski ratunku, decydując się na dziecko, które ma być wspólnym mianownikiem, łącznikiem. Klejem, który ma skleić coś, czego dorośli skleić nie potrafili. Nic bardziej mylnego. Macierzyństwo i ojcostwo to ciężka praca, niekończący się etat w dodatku nie przynoszący korzyści finansowych a wręcz odwrotnie. To diametralna zmiana życia i priorytetów, do której dobrego funkcjonowania jest potrzebny mocny fundament. Jeśli ten się kruszy, budowla runie w gruzach a najbardziej ucierpi na tym niewinne dziecko. W naszym przypadku, Bogu dzięki podstawy były solidne i przetrwaliśmy. Wyszliśmy z całego tego (nie)życia silniejsi jako jednostki i jako drużyna. Wiele się nauczyliśmy o sobie w tym czasie. Tak złych, jak i tych dobrych stron naszych osobowości. Przetrwaliśmy. Nieprzespane noce są już dla nas nieprzyjemnym wspomnieniem.

Jeśli jesteś Mamą, która znajduje się teraz w takiej rzeczywistości, pamiętaj, że nie jesteś sama. Nawet jeśli wokół Ciebie wszyscy mówią o tym, jak to ich dzieci cudownie śpią od pierwszego dnia ich życia. Nie jesteś sama. Jest nas więcej. Choć wydaje Ci się to w tym momencie absurdalne, to wiedz, że doświadczenie to na mecie da Ci siłę i ekstremalna wiarę w siebie. I choć upadniesz Mamo, podnieś się i idź dalej. Zbierz resztki sił z każdej części swojego ciała i przyj do przodu w kierunku światła nadziei. Jeśli go jeszcze nie widzisz, to chce Cię upewnić, że ono istnieje, czeka na Ciebie. Przyjdzie taka noc, kiedy dostaniesz kilka godzin nieprzerwanego snu. Potem przyjdzie następna i następna. Odzyskasz równowagę i stabilność. Wyjdziesz silniejsza niż kiedykolwiek. Obiecuję Ci, tylko się nie poddawaj.

6 myśli na temat “Do Mamy, która nie sypia..

  1. Moja dobra koleżanka miała bardzo podobną sytuację ze swoją córką. Teraz dziewczynka ma już cztery lata i również jest lepiej, choć nadal budzi się po kilka razy w nocy. Typowy „hajnid”, jakim pewnie jest i Twoja Mia. Snu ogólnie potrzebuje bardzo mało, ciężko się ją usypia (koleżanka bardzo długo usypiała ją skacząc z nią na rękach po pare godzin na piłce, bo inaczej nie dawało rady), a jak już uśnie, to budzi się co chwilę, a potem jeszcze wcześnie wstanie.
    Nie gniewaj się, bo bardzo Ci współczuję, ale takie jak Twoje i mojej koleżanki dzieci tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że sama trafiłam bardzo dobry los na tej loterii 😉 Owszem, budzą się, ale tylko kilka razy, więc choć też marudzę, to jednak do przeżycia 😉
    Dobrze, że Noah jest inny. Moja koleżanka i jej mąż strasznie się boją, że ewentualne drugie ich dziecko mogłoby być takie samo. Osobiście kocham spać i nie wyobrażam sobie tak gęsto poszatkowanych nocy. Jesteście oboje z mężem bardzo dzielni!

    Polubienie

    1. Nie gniewam się 🙂 Ja cieszę się z czyjegoś szczęścia, nie zrozum mnie źle 🙂 Wiem co to znaczy „Nie spać „, więc nie życzę tego nikomu. Wtedy, na fb, chciałam tylko usłyszeć coś pocieszającego:-)
      Ojj my też z Jaśkiem byliśmy pełni obaw decydując się na drugie dziecko. Świadomość Ci ewentualnie nas może znów czekać, bardzo ba nas ciazyla. Na szczęście, odgórnie siły wiedziały, ile możemy unieść na swoich barkach:-)
      Do tego wszystkiego dochodzą komentarze typu :
      – tak dziecko przyzwyczaiła, to teraz ma
      – niech się wybiega po dworze, to będzie spać
      – jest głodna
      – nie pozwól jej spać w dzień, to w nocy zaśnie szybko i będzie spać cała noc
      – przytrzymaj ja do późna wieczorem
      – dziecko musi być znerwicowane
      – to pewnie robaki
      Itd itd , mogłabym wymieniać dobre rady w nieskończoność:-)
      Pewnie koleżanka też usłyszała co nieco. Bardzo jej współczuję, ja zawsze sobie próbowałam powtarzać, że przecież jak będzie nastolatka, to nie będzie spać ze mną, kiedyś będzie lepiej ..
      Życzę koleżance siły ❤

      Polubione przez 1 osoba

      1. No dokładnie tak jak piszesz z tą nastolatką 🙂
        Potrafię sobie wyobrazić jak Tobą telepie na takie komentarze, chyba nikt ich nie lubi. Dawać chyba tylko. A najlepiej jeszcze słyszeć takie rady od bezdzietnych 😉

        Koleżanka też ma sajgon, jej córeczka urodziła się jako wcześniak grubo przed 30 tygodniem ciąży i ma z nią szereg przygód – np. dodatkowo jest niejadkiem z powodu problemów na tle integracji sensorycznej. Podziwiam tą koleżankę bardzo – bo, jakby było mało, mieszkają z mężem u jej babci, która baaardzo lubi wyrażać swoją opinię co i jak powinni robić z córeczką. Ja już bym chyba na głowę dostała 😉

        Polubienie

      2. O tak, komentarze, szczególnie od wszech wiedzacych bezdzietnych są najlepsze 😜 Ale wiesz, babcie , które lubią „wyrażać ” swoje opinie są chyba cięższym orzechem do zgryzienia 🤔
        Jejku , biedna i koleżanka i córeczka.. też się pewnie osłucha „złotych rad”.

        Polubione przez 1 osoba

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s