
Poniedziałek wieczór. Dzieci śpią. Siedzimy z Jaśkiem na kanapie. To ta pora, kiedy gapimy się w telewizor nic do siebie nie mówiąc. To taki nasz czas. Każdy z nas, niby osobno a jednak razem, wyciszamy się po całym dniu. Poskręcane razem nogi. On ogląda jakiś program a ja czytam książkę. Sięgnęłam ostatnio po Kalicińską, zebrało mnie na jakąś „normalność”, na coś lekkiego. Potrzebowałam odpoczynku od ukochanych kryminałów i thrillerów… I tak doszłam do motywu, w którym bohaterki Małgośki zaczęły przepędzać deszcz. Takie czarownice niby. Uśmiechnęłam się pod nosem i przypomniałam sobie o wszystkich czarownicach, które ja odwiedziłam i spotkałam w swoim życiu. Odłożyłam książkę i zaczęłam pisać. Dziś będzie o wróżkach..
Pierwszy raz do wróżki poszłam na pierwszym roku studiów, między innymi z Anką do której jechałam długo autobusem i Aśką. Znałysmy się wszystkie z klasy z liceum. Teraz byłyśmy studentkami i współlokatorkami. Takie dorosłe już. Byłam wtedy z chłopakiem, ogólnie byliśmy że sobą ponad dwa lata. Trochę taki lekkoduch. Ludzie mówili, że rogi mi przyprawiał cholerne. Studiował w Krakowie. W sumie dzieliło nas cztery godziny pociągiem. Chciałam wiedzieć czy on tak faktycznie robi mnie w balona. No to umówiłysmy się na wizytę.
Pani wróżka czarodziejka przyjmowała w swoim mieszkaniu w bloku. Posadziła nas w maleńkiej kuchni przy jeszcze mniejszym stole. Nie pamiętam, która poszła pierwsza na odstrzał, ale pamiętam jak mi ta baba nagadała. Upłakałam się jak dziecko. Moje obawy były potwierdzone. Zdradzał mnie. Uwierzyłam jej i jej kartom. Dlaczego? A no dlatego, że zanim doszła do tematu M. przeczytała mi z tych królów, dam i waletów cała moja historię. Przedstawila mi moja rodzinę. Powiedziała jak staliśmy sie tą rodziną. Żadne słowo wypływające z jej ust nie miało dwojakiego znaczenia. Fakt za faktem. Rok za rokiem. Szczegóły mojego życia o których wiedziała garstka ludzi. Siedziałam tam z otwartą japą jak zmachany pies po wybiegu. Doszła do tematu M. Jak skończyła, wyszłam, wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do niego, żeby mu powiedzieć, że między nami koniec. Co zabolało mnie jeszcze bardziej to fakt, że nawet nie zaprzeczył i nie próbował tłumaczyć. Uwierzyłam we wróżki i ich moce.
Wróciłam do niej na trzecim roku. Byłam już z kimś innym. Właśnie oblałam po raz drugi test na prawo jazdy. Popatrzyła na mnie i powiedziała „Ty już tu byłaś u mnie „. No byłam, ale dawno..Usiadłam na tym samym krześle. Przetasowała karty, ja przełożyłam na dwie kupki. Powiedziała, ze będę mieszkać daleko od rodziny, że w innym kraju. Będę mieć „zagranicznego” męża. Będę tam jeździć samochodem i będzie mi się dobrze powodzić. O moim aktualnym bojfrendzie ani słowa, a przecież byłam taka zakochana. Oboje byliśmy. Wyszłam rozczarowana, niezadowolona. W ogóle nie spodziewałam się takich bzdur. Miałam usłyszeć, że znalazłam już miłość swojego życia, że będziemy żyli długo i szczęśliwie, że wino i miód, ze płatki róż i tęczowa bańka mydlana. Żałowałam wydanej kasy, mogłam kupić sobie fajki na tydzień albo iść na dobrą imprezę. No trudno. Powaliło się coś kobicie i tyle. Wstałam, otrzepałam się, wyśmiałam ją do znajomych i zapomniałam o jej przepowiedniach. Dla tych, którzy mnie nie znają: mieszkam w UK, mój mąż jest Anglikiem, zdałam prawko tutaj w Anglii, mam co jeść i w co się ubrać, żyje godnie. Przypadek? Dziś wiem, że moja czarodziejka i jej karty nie pomyliły się w niczym. Nie zaszło żadne nieporozumienie te kilkanaście lat temu.
Była jeszcze jedna „magiczna” historia w moim życiu. Tu w Manczesterze. Dostałam awans w pracy. W celu zdobycia nowego doświadczenia przeniesiono mnie do masakrycznie ruchliwego centrum handlowego. Kolejka zaczynała się wraz z otwarciem drzwi do kawiarni i kończyła wraz z ich zamknięciem. Non stop. Mieliśmy czasem kilku minutowe przerwy, zanim kolejna fala klientów nadeszła. Wspomniana wyżej chwilowa przerwa właśnie nastąpiła. Została jedna klientka, do której stałam odwrócona plecami, widziałam jedynie jej odbicie w maszynie. Pomyślałam, nie odwracam się, niech koleżanka obok ją obsłuży. Słyszę jednak jej odpowiedź: „Nie, nie. Ja do tej Pani przyszłam. Przepraszam, przepraszam! Ja do pani przyszłam”. Odwracam się, myśląc sobie co ta wariatka ode mnie chce. Bo kierowała swoje słowa do mnie. Uśmiecham się i pytam w czym mogę pomóc. Ogólnie sytuacja conajmniej dziwna. Koleżanka zdębiała, bo widzi, że ja kobiety nie znam. Obserwuje rozwój rzeczy. Widzę przed sobą starszą panią, lekko przy kości. Bardzo zadbana, amerykański akcent. Patrzy ona na mnie i mówi, że ona nawet kawy nie pije, nigdy tutaj wcześniej nie była w tym centrum handlowym, że wraca do Stanów dziś wieczorem, ale musiała przyjść dziś tutaj, żeby się że mną spotkać. Jest tarocistką. No nogi mi się zrobiły jak z waty. Serce zaczęło walić tak samo, jak podczas mojego pierwszego pocałunku w życiu. Czułam przypływ krwi do mózgu, miałam wrażenie, że zaraz zejdę. Ruszyło mną to całe zajście , bo ja wierzę w tarota i jego siłę. Koleżanka pyta czy wszystko ok. Tak, wszystko ok. Odpowiedziałam nie spuszczając wzroku z nieznajomej. Ona widzi moje zaskoczenie, walkę emocji na twarzy, które próbuję ukryć. „Wiem, że niedługo bierzesz ślub, jesteś zaręczona. To dla Ciebie bardzo ważna decyzja i zastanawiasz się, czy dobrze robisz, zostając w innym kraju”. Tu rozlożyła mnie na łopatki. Płaski w pysk i nokaut od razu. Leżę. Nie byłam w stanie nic nawet odpowiedzieć w tak głębokim szoku mój umysł i ciało się znajdowały. Nigdy nie miałam wątpliwości co do Iaina, jego miłości do mnie i szczerych intencji. Nigdy! Natomiast miałam wątpliwości do siebie samej, czy ja sama poradzę sobie z budowaniem rodziny w obcym kraju i obcej kulturze. Czy będę w stanie dać mojemu Jaśkowi całe szczęście na które zasługuje i czy ja będę spełniona. No i stoję tak przed tą kobietą wciąż bez słowa. Zapytała mnie, czy chciałabym zadać jej jakieś pytania, skoro tu już jest. Usiadłyśmy przy stoliku. W końcu przemowiłam. Porozmawiałyśmy chwilkę. Dała mi swojego maila. Wymieniłyśmy kilka listów elektronicznych. To była najdziwniejsza z moich wróżkowych przygód. Samo wspomnienie i pisanie o tym, przysparza mnie o dreszcze. Postanowiłam ułożyć sobie życie z moim Jaśkiem, tu w Jego kraju. Nie wyobrażam sobie mojego życia bez Niego. Postanowiłam również wtedy już więcej nie wchodzić na czarną stronę magii. To było takie moje zamknięcie i pożegnanie się z tą mocą. Wyrzucilam swoje karty tarota, bo takie też miałam na własność. Wciąż wierzę w ezoterykę i pewnie nigdy nie przestanę, ale na dzień dzisiejszy nie chcę już więcej przepowiedni. Niech się dzieje wola Nieba, tak normalnie, z dnia na dzień.
A teraz wracam do Kalicińskiej..
Są rzeczy na ziemi i niebie, o których nie śniło się filozofom
PolubieniePolubienie
Cudnie napisane 🙂
PolubieniePolubienie
To nie ja, to Hamlet tak powiedział
PolubieniePolubienie
Jak ja Cie lubieczytac….dziekuje,ze jestes!!!
PolubieniePolubienie
❤ dziękuję❤ i również dziękuję, że TY jesteś!
PolubieniePolubienie
Ja tez wierze w takie rzeczy. Wiem jednak ze jest mnostwo oszustow i konowalow w tych strefach, ale kto ma prawdziwy dar to nie musi tego nikomu udowadniac ani robić wokol siebie szumu. O tych osobach i ich zdolnosciach sie po prostu wie. Moja mama dlugo sie tym zajmowala. Może nie tarotem ale numerologia. Byla tez medium, tzn caly czas jest ale tak jak Ty- odciela sie od tego kiedy bylo tego za duzo… Czula obecnosc (i tutaj sama wstaw nazwe ktora Ci odpowiada: duchow, dusz, energii, zjaw…) caly czas, bala sie spac. I odciela sie od tego choc nie raz juz mi pomagala kiedy np mnie cos odwiedzilo i chcialam wiedziec czy nadal tam jest. Moja mlodsza siostra byla na seansie spirytystycznym a jest najwieksza sceptyczka w tych sprawach (a moze byla…?), jednak mama powiedziala jej od razu ze cos sie do niej tam przyczepilo a siostra przechodzila przez okropne rzeczy ktorych nie potrafila wytlumaczyc. Ech, temat rzeka i kolejny w ktorym jestesmy podobne 🙂 Moj blog wlasciwie opiera sie na takiej senno-paranormalnej tematyce. A najlepsze jest to ze mieszkasz bliziutko mnie w razie jesli chcialybysmy sie kiedys spotkac 🙂
PolubieniePolubienie