
Było to stosunkowo dawno. Byłam w pracy, wchodzi czterech policjantów. Stali klienci, lata już przychodzą na kawę od czasu do czasu. Między innymi Carl, najstarszy i najmniejszy z nich wszystkich, dość specyficzne i suche poczucie humoru. Typ albo go kochasz, albo nienawidzisz. Ja byłam jego fanką. Nie dlatego, że mężczyzna w uniformie i to tamto. Nieee. Do dobrze wyglądających on nie należał, ale uwielbiałam jego żarty, szybkie docinki i przycinki. Taki niby dżołk, ale nie do końca. No i wchodzą ci oni, mężczyźni w czerni, ich nazywałam. Witam, witam, cześć , cześć , jak się masz, długo Cię nie widziałem, gdzie się podziewałaś. No to mówię, że dzieci, że szkoła, że tylko w weekendy pracuje, jak mężu w domu jest. „To dość dobrze się ustawilaś, dwa dni do pracy a od poniedziałku do piątku to taka lady of leisure jestes”- słyszę odpowiedź. No tak. A jakże by inaczej.
Już w poniedziałek rano, zaczynam leżeć i pachnieć. W ogóle całe moje życie, to takie delikatne stąpanie po płatkach dzikich róż. Dzikich bo one cudnie pachną. Dzieci przynoszą mi śniadanie do łóżka każdego dnia, potem wybieramy się na spacer, pod szkołę, bo tak jakoś tam tak przyjemnie. Tam zostawiam córke, na całe sześć godzin i dopiero teraz zaczyna się rock and roll. Zaczynamy od szopingu, no bo przecież bez tego ani rusz. Idziemy do markowego sklepu. Znany supermarket u nas na wsi. No innego nie ma.
Jak na kobietę relaksu przystało, biorę masaże. Personalne, takie jeden na jeden sesje, gdzie moje całe ciało, każdy jego centymetr zostaje rozmasowany. Od dwóch lat mam tego samego masażyste, uwielbia robić sobie ze mnie ramę wspinaczkową. No mówię Wam, jest genialny. Nawet oczy czasem potrafi pomasować, jak dobrze palcem trafi. Nie wspomnę o głowie, to ciągnięcie za włosy, no aż mnie przenosi do innego Świata. Jest wszechstronnie uzdolniony. Śpiewa. Och jak on śpiewa! W zależności od nastroju słucham raz ody do zepsutego wozu strażackiego, raz hard coru o fochu o ścianę. To mój ulubiony. Do tego kawałka zazwyczaj tańczy. Capoeira tańczy. No tak się potrafi rzucać po tej podłodze, jakby faktycznie walczył z jakimś duchem, albo nawet dwoma. Dwa lata ma a taki już jest mądry.
Dwa razy w tygodniu chodzimy razem do teatru. Grają sztuki z serii „Play grupa”, czyli grupy zabaw. Czyste melodramaty. Czasem nawet bierzemy w nich udział. Bardzo są edukacyjne. Uczą małych ludzi socjalizowania się że sobą, przebywania w swoim towarzystwie. Czasem akcja jest tak napięta, że trzeba ingerować bo prawdziwa krew mogłaby się polać. Tak, tak..wyprawy do tego teatru, to prawdziwa dawka adrenaliny.
Raz w tygodniu, wychodzę do kina. Sama. Na komedię idę. Komedia a właściwie serial komediowy pod tytułem „Nigdy nie jest za późno na naukę pływania”. Uwielbiam te środowe sesje, naprawdę kupa śmiechu. Tak mnie to rozluźnia. Do tego stopnia, że aż wody w usta nabieram z tego relaksu. Mówią, że picie wody jest zdrowe, no więc pije. Hektolitrami. Trochę ma chloru w sobie ta woda, czasem jakiś włos się przewinie, ale wciąż woda, prawda? Śpię po tych seansach twardym snem bardzo. Tylko często do ubikacji muszę wstawać w nocy przez to picie tej wody. Moi towarzysze mówią, że na wszystko przyjdzie czas, że w końcu nie będę tej wody tyle nabierać, że w końcu nauczę się oddychać podczas tych seansów.
SPA. Życie bez SPA nie byłoby życiem. Tą przyjemność mam trzy razy w tygodniu. No trzeba się jeszcze bardziej zrelaksować po tych teatrach i dżogingach dwa razy dziennie pod szkołę i z powrotem. No więc jak już odbiorę Mie że szkoły, to dalej wysyłam ją na jakieś tam zajęcia, jakaś gimnastyka, pływanie, taniec. Takie bzdury, żebym miała więcej czasu dla siebie. Żebym mogła na to SPA moje pójść. Ona nie chce, zapiera się rękami i nogami, bo to taki typ dziecka, który nie ma werwy. Ona taka spokojna jest, najchętniej to by siedziała w książkach. No ale ja dobra matka jestem, no więc chce ją rozwijać. No niech próbuje innych rzeczy. Wracając do tego mojego SPA. Przed wyjściem robię sobie kawe na wynos w kubku. Dla Noah pakuje jakieś tam przegryzki,jakiś pociąg ażeby i on się też czymś zajął, żebym mogła się zrelaksować. Bo jak się tak siedzi na tym korytarzu, patrzy na puste ściany i pije tą kawę, to trzeba się zrelaksować. W końcu to SPA. To ta godzina podczas której ja SIEDZE i pije kawę. Wyobrażasz to sobie? No jakby nieprawdziwe to się wydaje.
Słuchajcie, najlepszy motyw zostawiłam na koniec. Nadchodzi weekend. Sobota i niedziela spędzone w kawiarni. Zapach kawy i świeżo pieczonych krojsantów, odgłos młynkow mielących ziarna. Cappuccino, latte, cortado. Torty, ciasta, mufinki. No raj na ziemi. Tak siedzę tam po dziewięć godzin wyobraźcie sobie. Pije kawę jedna za drugą bo o drugiej w nocy wstałam. No nie chciałam marnować już więcej czasu, tak mi się chciało do tej kawiarni. I tak parze sobie te kawy. A jak już zrobię sobie to i tej całej kolejce co się ustawi przede mną też zrobie. Bo ja taka dobra dusza jestem. Taka kobieta luksusu i relaksu, leżąca i pachnąca.
No tak, niemal wszystkie matki tak mają. Jeszcze dodaj do tego siłownię (dźwiganie zakupów i dzieciaków) oraz dietę- cud (zjadamy wszystko co zostanie po dzieciach) plus kawę frappe przez cały rok, nie tylko w upały.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tymczasem bezdzietny Carl przeszedl na wczesna emeryture( jak to police officers) I lata po swiecie jak prawdziwa lady of lady of leaisure.
PolubieniePolubienie
Dooookladnie:-)
PolubieniePolubienie
Świetne podsumowanie! 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba