
Od kilku dni moja córka jest dla mnie naprawdę nieuprzejma – odburkuje, odszczekuje się, krzyczy, gdy zadaję najprostsze pytanie. A ja przecież tylko staram się jej pomóc. Jej grafik jest wypełniony po brzegi szkołą i tańcem – rzeczami, które kocha i które sama wybrała. To ja dbam, żeby zawsze była na czas, żeby miała gotowy koktajl białkowy, zdrowe przekąski, idealnie upięty kok do włosów i ciepły obiad czekający na nią na końcu dnia.
To ja planuję, organizuję i dźwigam ten niewidzialny ciężar – wszystko po to, by jej życie było choć trochę łatwiejsze. A w zamian dostaję tylko postawę. Ostre słowa. Drzwi zamykane zbyt gwałtownie. I w tych chwilach czuję się taka mała. Taka niezauważona. Jakbym istniała tylko po to, by spełniać jej potrzeby – nie po to, by być kochaną, a nawet dostrzeżoną.
Czy naprawdę nie zasługuję na odrobinę wdzięczności? Nie oczekuję, że będzie mi się kłaniać w pas czy dziękować bez końca. Chcę tylko, żeby mnie zobaczyła. Po prostu zobaczyła – swoją mamę, tę, która zawsze jest obok. Tę, która łapie ją za każdym razem, gdy się potknie, która łagodzi każdy upadek.
Dziś po południu długo płakałam. Chciałam to wszystko z siebie wyrzucić, oczyścić się z gniewu, który się we mnie nagromadził. Musiałam zrozumieć.
Zaczęłam więc czytać o tym, dlaczego tak się dzieje – dlaczego matki tak często dostają od swoich dzieci najgorsze emocje: pyskówki, przewracanie oczami, burze uczuć. I to, co znalazłam, miało bolesny sens.
Jesteś ich bezpiecznym miejscem
Okazuje się, że dzieci rozładowują swoje najtrudniejsze emocje tam, gdzie czują się najbezpieczniej. My jesteśmy ich emocjonalnymi siatkami bezpieczeństwa. Mogą wypuścić frustrację, złość czy przytłoczenie, bo w głębi serca wiedzą, że nasza miłość nigdzie nie zniknie. To nie jest osobiste – to oznaka zaufania. One ufają, że będziemy tam, gdy burza minie.
Jesteś tą, która trzyma strukturę
Matki często dźwigają niewidzialny ciężar – przypominanie, planowanie, egzekwowanie zasad. Osoba, która wyznacza granice, naturalnie staje się tą, wobec której te granice są testowane.
One wciąż uczą się regulować emocje
Dzieci wciąż uczą się, jak radzić sobie z wielkimi uczuciami. Świat na zewnątrz – szkoła, przyjaciele, presja, zmiany – wymaga od nich tak wiele. Gdy wracają do domu, my stajemy się ich zaworem bezpieczeństwa. A ponieważ to my często trzymamy strukturę – przypominamy, pilnujemy, pytamy: „Spakowałaś torbę?” albo „Nie zapomnij o pracy domowej” – stajemy się naturalnym celem ich sprzeciwu.
Postrzegają cię jako część siebie
Psychologowie nazywają to emocjonalnym zrośnięciem lub ekspresją przywiązania. Ponieważ to ty byłaś głównym opiekunem, twoje dziecko podświadomie postrzega cię jako przedłużenie samego siebie. Więc gdy się sprzecza czy „odszczekuje”, to po części sposób na zaznaczenie swojej niezależności – testowanie granic między „ja” a „ty”.
I może w pewnym sensie to część dorastania. Odsuwania się, by zdefiniować siebie. Sprawdzania, gdzie kończy się matka, a zaczyna dziecko.
Wiedzą, że i tak będziesz je kochać
Paradoksalnie, najgorsze zachowanie często spotyka tego, kogo dziecko kocha najbardziej. Dzieci nie zawsze potrafią powiedzieć: „Ufam ci na tyle, by pokazać ci moją najgorszą stronę”. Ale właśnie to się dzieje pod powierzchnią.
A jednak – świadomość tego nie usuwa bólu. Nadal boli, gdy twoja życzliwość spotyka się z ostrymi słowami, gdy twoja pomoc jest niezauważona. Ale może zrozumienie pomaga trochę złagodzić ten ból.
Może macierzyństwo polega właśnie na utrzymaniu tej równowagi – na kochaniu z całych sił, jednocześnie pozwalając im się potykać. Na trwaniu w spokoju, nawet gdy nas odpychają.
Bo pewnego dnia, gdy hałas ucichnie i spojrzą wstecz, zobaczą w nas nie tylko osobę, która gotowała obiady i woziła ich na zajęcia, ale tę, która nigdy nie przestała kochać – nawet wtedy, gdy trudno było ją kochać.
I tego właśnie sobie życzę.
Jeśli podobał Ci sie ten wpis, zachęcam do zakupu mojej książki TUTAJ