Lekcja z Playgrupy

Pamiętam, kiedy Mia miala okolo półtora roku, zaczęłyśmy uczęszczać z nią na play grupy. Powiedziała mi o nich znajoma, która miała już starszą córkę i więcej doświadczenia w tej dziedzinie. Nie bardzo wiedziałam, czego się spodziewać, kiedy się tam wybierałam po raz pierwszy.

Play Grupa, czyli spotkanie dzieci przedszkolnych i ich opiekunów. Miejscem, jest zazwyczaj sala sportowa, albo hall szkolny, gdyż często właśnie szkoły podstawowe organizują takie grupy. Fajna rzecz, jeśli planujesz posłać kiedyś dziecko właśnie do tej  szkoły, bo już miejsce staje się znajome. Nie tak  nowe i budzące grozę, skoro było się już w środku i nawet poznało niektórych nauczycieli.

A więc do rzeczy. Moje pierwsze doświadczenie z play grupą, było niesamowicie pozytywne. Stadko roześmianych (choć nie zawsze 😉) małych szkrabów, biegających po sali, bawiących się rozłożonymi zabawkami lub trenujących swoją fizyczną sprawność na torze przeszkód ustawionym adekwatnie do umiejętności wieku zawodnika.

Dzieciaki uczą się swoich pierwszych interakcji z rówieśnikami, pracy w grupie, dzielenia się zabawkami, słuchania i wykonywania poleceń przez osobe prowadzaca. Rodzice w tym czasie, mogą porozmawiać ze sobą, wymienić informacje, poglądy i ewentualne porady na temat wychowywania dzieci w podobnym wieku. Mogą również zwyczajnie pobyć w towarzystwie innych dorosłych, szczególnie terapeutyczne jest to dla tych, którzy są z dzieckiem w domu cały czas.

Moja Mia poznała tam swoje pierwsze dwie przyjaciółki a ja tym samym, również zyskał dwie bliskie mi mamy, z którymi spędzałyśmy każdy wolny czas, organizując dziewczynkom spotkania, pikniki, wypady do parków itd. Dziewczyny mocno się zżyły ze sobą, z jedną z nich Mia w późniejszym czasie trafiła do tej samej klasy. Przyjaźń kwitła i wciąż się rozwija razem z nimi, pomimo iż mają już po jedenaście lat.

Ale znów odbiegam od tematu, za co skrzętnie winie moje palce. One przejmują stery nad pisaniem i czasem trudno im się przeciwstawić.

Zaczynając ten tekst, chciałam, żeby miał przesłanie, radę dla potencjalnych mam zaczynających przygody z play grupami. Nie bądź mną! Nie mów dziecku, że zawsze trzeba się dzielić, że zawsze trzeba być miłym, uczynnym i pomagać!

Pozwól mi rozwinąć. Zostałam wychowana, by “zaspokajać”. Zaspokajać potrzeby innych, ego innych, spełniać oczekiwania. W Polsce jest powiedzenie “dzieci i ryby głosu nie mają ”. Wspaniale oddaje sposób, jak dorastałam i co mi wpajano. Nie, to nie wina mojej mamy. Ona też była tak wychowywana, jej potrzeby zawsze były na samym końcu. Powielanie pokoleniowych błędów.

Więc ja, jako młoda mama byłam taka sama. Kiedy Mia w końcu złapała zabawkę, którą tak bardzo chciała się pobawić i jakiś inny dzieciak podbiegł i jej wyrwał z ręki, ja mówiłam:

“Wszystko w porządku. Nie przejmuj się, niech się pobawi a potem Ty się pobawisz” (zakładając, że będzie miała szanse na to!)

Kiedy ktoś ją odepchnął,  bo chciał wejść na rowerek, na który ona w tym momencie wchodziła, mówiłam podobnie.

“Jest w porządku, idź i znajdź sobie inna zabawkę”

Kiedy ktoś ją uderzył, bo tak mu sie po prostu chciało, mówiłam:

“Jest w porządku. Nie boli tak bardzo, nie przejmuj się”

Bardzo szybko zauważyłam, że moje dziecko staje się przysłowiową “ciapą”, która nie jest w stanie zawalczyć o swoje potrzeby, oddaje wszystko co ma w ręce, jak tylko inne dziecko do niej podchodzi. Jjest uległa i ucieka, jeśli tylko pojawia się problem. Czerwone światełko szybko zaświeciło się w mojej głowie. Tak być nie może, to nie jest ok. Szybko zdałam sobie sprawę, że sama jestem temu winna, że sama ją tego nauczyłam przez nakazywanie uległości.

O nie! Dość! Czas na zmiany. Świat, nawet ten dwuletnich dzieci jest okrutny i bezlitosny, nie ma w nim miejsca na sentymenty, trzeba się dostosować. Kolejnego dnia, zanim poszłyśmy na play grupę, odbyłyśmy rozmowę. Bardziej monolog, ale niech będzie, że była to nasza pierwsza, poważna rozmowa.

“Mia, kochanie, jeśli jakieś dziecko będzie chciało Ci wyrwać zabawkę,  którą masz w ręce, nie pozwól im, trzymaj mocno i nie oddawaj!
Jeśli ktoś Cię uderzy, oddaj! (Tak, tak powiedziałam!!) Ale pierwsza nie bij!
Jeśli chcesz się czymś pobawić i widzisz, że ktoś inny zbliża się do tej samej zabawki, biegnij co sił w nogach: kto pierwszy, ten lepszy!
Jeśli ktoś Cię popchnie, ty też ich popchnij!”

Moje dziecko patrzyło na mnie jak na wariatkę. Widziałam skonfundowanie w jej spojrzeniu, jakby wątpiła w swoje zdolności rozumienia, tego, co do niej mówię. Jedynie przytaknęła. Taką mantrę, wypowiadałam kilka razy w tygodniu, przed każdą jedna sesją na play grupie.

Oczywiście, to tak nie działa, że dziecko od razu zmieni swój sposób działania, zachowań. Mijały tygodnie a ja wciąż obserwowałam ją oddająca każdą zabawkę i wycofującą się z potencjalnych konfliktów. Moje serce łamało się na kawałki.

Zaczęłam być obok niej, aby w razie potrzeby jej pomóc. I tak stopniowo, delikatnie, jeśli ktoś chciał jej zabrać zabawkę, tłumaczyłam delikatnie, że teraz jest jej kolej za zabawę, że jak ona skończy się nią bawić, to wtedy może ją wziąść kolejna osoba. Powiem szczerze, że nawet mnie, dorosłej kobiecie, nie przychodziło to łatwo. Lata sprawnego mózgu.

Któregoś dnia, na podłodze leżała zabawkami, o której Mia wspominała, że nie może się doczekać, aż się nią pobawi. Nikt się nią nie interesował w tamtym czasie. Pokazałam jej a ona natychmiast rzuciła się pogoń z radością, żeby ją wziąść do rączek. W tym samym czasie, inne dziecko podbiegło do tej samej zabawki z tym samym zamierzeniem. Moje serce zamarło. Moje biedactwo, znów nie pobawi się tą zabawka. Ja byłam zbyt daleko, by interweniować.

Obserwowałam jej maleńką twarz. Z radości zmieniła się w tak ogromny żal i smutek, gdy zauważyła odbiegającego konkurenta, nawet zwalnia bieg. Nagle zobaczyłam na jej twarzy coś innego : strach pomieszany z determinacją, przyśpieszyła kroku. Obydwoje złapali zabawkę w tym samym czasie. Odda czy nie odda? Moje serce kołatało, jakbym oglądała kogoś toczącego bitwę o dalsze życie, poniekąd było coś w tym. “Dajesz Mia, dasz radę, trzymaj mocno, nie oddawaj, walcz!!” Dopingowałam jej w myślach. Ona musiała tą bitwę stoczyć sama. Dla samej siebie.

Obie dziewczynki próbowały przeciągnąć zabawkę na swoją stronę. Trwało to zaledwie kilka sekund, choć wydawało się wiecznością. Mia zaczynała płakać, choć wciąż nie odpuszczała. W końcu zabawka została w jej rękach. Szybko odwróciła się,  ściskając ją mocno i zaczęła biec w moim kierunku, płacząc już głośno. Przytuliłam ją najmocniej jak potrafiłam. Jej maleńkie ciałko drżało z emocji. Obejmując, szeptałem jej do ucha, jaka jestem dumna z niej, jaka była stanowcza i zdeterminowana. Brawo kochanie!

To taki mały, a zarazem tak wielki krok w budowie przyszłości tego maleńkiego człowieka. Ta wygrana! Nie poddawaj się,  Ty też jesteś ważna, Twoje uczucia są ważne. Kochaj siebie. Opiekuj się sobą przede wszystkim! O reszcie pomyślisz później. Nie bądź mną! Wychowujemy dzieci tak, jak nas wychowano – dopóki nie zdecydujemy, że to my zatrzymamy błędne koło.

Dodaj komentarz