
Nadszedł długo oczekiwany dzień wylotu do Polski. Dzieci są niesamowicie podeskscytowane, jak zawsze. Uwielbiają wracać do dziadków i całej reszty rodziny. Tym razem, stan ekscytacji jest podwójny, bo leci z nami Mii przyjaciółka. Nasza sąsiadka, mieszkająca dwa domy dalej z którą moje dzieciaki bawiły się od przysłowiowego “zawsze”.
Powiem szczerze, że sama jestem podeksytowana ze względu na nich. Myśle, a wręcz jestem pewna, że przeżyją razem niesamowite chwile, które zostaną z nimi do końca życia. Lecimy zaledwie na tydzień, wiec nie za długo, na wypadek gdybyśmy mieli siebie wzajemnie dość i chcieli się pozabijać z tymczasowej nienawiści. Ale.. dziś nie o tym..
Rezerwując bilety lotnicze, oczywiście upewniłam się, że będziemy siedzieć razem, jak najblizej siebie. Dodam, że latając Ryanair, jest opcja rezerwacji foteli, z której zawsze korzystam, z prostej przyczyny: chcę siedzieć z dziećmi i rodziną. Tak, jest to opcja za dodatkową opłatą, ale nie ma to znaczenia dla mnie, co nie zawsze jest równie postrzegane przez innych pasażerów, przyjmujących założenie “a może się uda”.
No więc już wchodząc na poklad samolotu dostrzegliśmy, że ktoś siedzi na moim miejscu. Typowe. Nie pierwszy raz i zapewne nie ostatni. Upewniłam sie, ze dzieci są w swoich miejscach i odwracam się do Pani siedzącej przy oknie i jej syna, siedzącego na moim miejscu. Posyłam im obojgu uśmiech aczkolwiek wiem, że moja twarz przyjęła “resting bitch face state”. Nie umiem tego kontrolować. Niestety. Jestem jak szklanka wody. Przezroczysta. Co widoczne w środku to i na zewnatrz. I odwrotnie.
“Przepraszam, czy mogłabym usiąść na swoim miejscu “ – mówię najprzyjemniejszym tonem do którego mogę się zmobilizować.
Pani Mama patrzy na mnie odpowiadając zdawkowe
“Oczywiście ”, po czym zwraca sie do syna i mówi
“Zostań gdzie jesteś, ja usiądę w środku a Ta Pani usiądzie przy oknie”
Nie moja droga, Ta Pani nie usiądzie sobie przy oknie. Ta Pani usiadzie, gdzie siedzi Twoj syn, bo Ta Pani zapłaciła za ten fotel i ta Pani bedzie siedzieć przy swoich dzieciach! Wszystkie klapki w mojej głowie, odpowiadajace za cierpliwość i zrozumienie, zamykają sie błyskawicznie z wielkim grzmotem, którym jest uderzenie mojego serca nagle pompującego krew na wyższych obrotach.
“Obawiam się, że to niemożliwe. Mój fotel jest tutaj, gdzie siedzi Pani syn” odpowiadam najdelikatniej jak potrafię, choć czuję na sobie spojrzenia osób wokół, myślących pewnie “będzie chryja”.
“Hmm, jest Pani pewna, że to Pani miejsce?” kobieta dalej nieugięcie próbuje swoich sił.
“Tak, jestem pewna. Jestem pewna, że fotel D jest moim fotelem, następnym w kolejce za A, B i C, w których siedzą moje dzieci i które osobiście zarezerwowalam” tłumaczę, choć wcale nie powinnam być postawiona w takiej sytuacji.
Kobieta wyciąga swoje bilety, jakby naprawdę miała cos do udowodnienia. Szybko jednak chowa je z powrotem, mówiąc:
“Och, nieważne “ po czym przez resztę lotu posyła mi i dzieciom conajmniej nieprzyjemne spojrzenia.
Naprawdę? Było to potrzebne? To cale zamieszanie? Ta chora wymiana zdań? Nie wspominając już o dziwnych spojrzeniach? Jesteśmy “dorośli “ i powinno to do czegoś zobowiązywać.
Niestety, to nie pierwszy raz, kiedy spotkala mnie dokładnie taka sama sytuacja w samolocie. Kilka lotów wstecz, trafiła mi się kobieta, która uparcie siedziała na moim miejscu i próbowała za wszelka cenę przekonać mnie, żebym usiadla przy oknie. Gdybym chciala usiąść przy oknie, z dala od mojej rodziny (co w prawdzie jest kuszące) to poprostu zarezerwowałabym sobie to siedzenie. Ja jednak zapłaciłam za fotel obok nich, więc dlaczego do jasnej cholery mam Ci go teraz oddać? Bo tak sobie Pani jedna z drugą chce? Trzeba bylo go wiec wykupić!
Ja rozumiem, ze sa różne sytuacje, jestem tez człowiekiem i naprawdę jeśli leciałabym sama, miałabym daleko gdzieś, gdzie siedzi moja zacna dupa. Tyle. Rant over.
For the English version of the article, please follow the link below: