Dzień w którym mój Świat zamilkł

Bławatki i deszcz: wspomnienia z tatą

Photo by Ivana Cajina on Unsplash

Niedziela. Czekałam na nią pełna radości. To dzień, kiedy Cię widywałam, te kilka popoludniowych godzin tylko dla nas. Na poznanie się, bo tak naprawdę nigdy nie mielismy możliwości, żeby to zrobić. Odkąd pamiętam, zawsze mieszkałeś gdzie indziej i tylko te niedzielne popołudnia mieliśmy dla siebie.

Zabierałes mnie na spacery. Pokazałeś łona zbóż, nazwy dzikich kwiatów. Bławatki. To one najbardziej kojarzą mi się z Tobą. Do tej pory, ilekroć je widzę, czuję zapach tego letniego, słonecznego dnia i słyszę jak żwir na drodze trzeszczy pod naszymi stopami. Zamykam oczy i czuje ciepło Twojej dużej ręki, trzymającej moja, taka maleńką. Maleńką rączkę, czteroletniej dziewczynki.

Gdybym tylko wiedziała, ze to lato, będzie naszym ostatnim, zatrzymałabym każda z tych chwil na dłużej. Chłonełabym je z większą dokładnością, każdy detal, każde wypowiedziane słowo, Twój głos, aby móc do nich wracać. Twój głos.. dziś go nie pamiętam, ale pamiętam Twoje oczy. Patrzyłeś na mnie z taką miłością, głębia, jak zahipnotyzowany, pochłonięty do reszty uczuciem człowiek. Często, gdy śmialiśmy się, Twój wzrok stawał się szklisty, jakbyś miał płakać i mówiłeś wtedy, że mnie kochasz.Nie musiałeś tego wypowiadać, ja to wiedziałam.

Nadszedł wrzesień. Deszczowa niedziela. Tak bardzo padało. Spóźniałeś się a ja niecierpliwiłam sie coraz bardziej. Wyszłam na zewnątrz. Bez kurtki, bez okrycia. Stanęłam w bramie i patrzyłam w kierunku, z którego miałeś nadjechać. Niewiele widziałam. Niewiele słyszałam.

Mama krzyczała, żebym wróciła do domu. Odpowiedziałam tylko, ze czekam na tatusia. Wróciła do środka.

A ja, taka maleńka, zostałam sama, trzęsąc sie z zimna i jakiegoś nieznanego mi uczucia. Płakałam. Tak bardzo płakałam. Łzy zlewaly sie z deszczem. Mőj szloch przeradzał się powoli w głośny krzyk. Nie przyjechałeś. Obiecałeś. Nie dotrzymałeś słowa. Zawiodłeś mnie. Jak mogłeś?

Nie pamięam jak wróciłam do domu. Nie pamiętam mamy ani dziadków. Nie pamiętam reszty dnia. Nie pamiętam, kiedy kładłam sie spać. Nie pamietam nic.

Nazajutrz ze snu, zbudził mnie głos dziadka. Taki dziwny, drżący, łamiący się. Całkowite przeciwieństwo do jego codziennego, twardego i stanowczego. Wołal: “Sierotka, sierotka, to dziecko zostało sierotką. Biedulka moja mała, moja mała sierotka!”

Nie wiedziałam co to znaczy. Nie wiedziałam, dlaczego on tak krzyczy. Nie wiedzialam, dlaczego mama zaczęła płakać a babcia odwróciła głowę, gdy weszłam do kuchni zaspana.

Dziadziu podszedł do mnie, popatrzył mi w oczy. Płakał. Mój dziadziu, ten wielki i srogi dziadziu płakał. Posadził mnie na stole. Objął mnie tak mocno, choć On tego nigdy nie robił i znów powiedział: “Moje dziecko, moja mała sierotka”. Czułam sie dziwnie. Jakbym wiedziała, ze coś bardzo złego sie stało. Nie płakałam. Nie mogłam. Coś mnie powstrzymywało.

I znów zapadła ciemność. I znów nie pamietam nic więcej. Kolejne dni mijały. Ktoś powiedział, ze mój tatuś odszedł. Ale gdzie? wołało cos we mnie. Na jak długo? Kiedy znow mnie odwiedzi? Kiedy znow pójdziemy na spacer? Kiedy znow wyciagnie z kieszenie mała czekoladkę dla mnie? Nikt nie odpowiedział mi na te pytania, tak jak nikt nie wytłumaczył znaczenia słowa sierota..

Tatuś poszedł spać. Już na zawsze. On nie chciał. To był wypadek.

Dodaj komentarz