Zawód: Matka

Poranki są zawsze takie same, a jednak każdy z nich ma w sobie coś innego. Czasem zaczynają się spokojnie — od zapachu kawy i cichego stukotu kubka o blat. A czasem to chaos. Wybiegamy z domu w pośpiechu, bo znowu ktoś nie może znaleźć buta, bo znowu mleko się rozlało, bo znowu czas płynie szybciej niż cierpliwość.

Wtedy mówię głośniej. Czasem za głośno. Wtedy widzę w oczach dziecka to lekkie drgnięcie —  Ze strachu? Z żalu? A potem cały dzień myślę o tym jednym spojrzeniu. Rozbieram je w głowie na części, analizuję, rozkładam na emocje. Bo wiem, że dzieci zapamiętują nie tylko słowa, ale i ton, i ciszę, i to, jak oddycham, gdy się denerwuję.

Ale potem przychodzą te małe momenty, które wszystko równoważą. Śmiech z niczego. Mała dłoń w mojej dłoni. Spontaniczny uścisk, bez powodu, bez kontekstu. I wtedy wiem, że w tym całym niedoskonałym chaosie jest sens. Że miłość nie zawsze musi być spokojna i łagodna — czasem bywa zmęczona, niecierpliwa, ale wciąż jest miłością.

Wieczorem, kiedy wszystko wreszcie cichnie, zostaję sama ze swoimi myślami. Przypominam sobie słowa, które padły zbyt ostro, i gesty, które mogłam wykonać łagodniej. Ale przypominam sobie też te dobre chwile — wspólne śniadanie, śmiech, rozmowę o niczym. I wtedy myślę, że może właśnie o to chodzi — żeby się starać. Nie być idealną. Nie udawać, że wszystko wychodzi. Tylko próbować, każdego dnia, od nowa.

Bo bycie matką to nie perfekcja. To codzienna odwaga. Odwaga, by przyznać się do błędów. By przepraszać. By uczyć dzieci, że można się pomylić, ale wciąż być dobrym człowiekiem.

Wieczory mają w sobie coś magicznego. To wtedy wszystko zwalnia, jakby świat na moment łapał oddech razem ze mną. Dom pachnie kolacją, w tle cicho gra muzyka albo słychać tylko tykanie zegara. W pokoju obok zapada cisza – ten rodzaj ciszy, który niesie ukojenie, a nie samotność.

Patrzę na jego twarz, spokojną, wtuloną w poduszkę, z włosami rozsypanymi na kocu. Wtedy wiem, że choć dzień był trudny, pełen pośpiechu, słów, które mogłam powstrzymać, i emocji, które wymknęły się spod kontroli — to tu i teraz wszystko ma sens. Bo on śpi spokojnie. Czuje się bezpieczny. A to oznacza, że coś jednak zrobiłam dobrze.

Nie jestem perfekcyjna, ale jestem prawdziwa.
Popełniam błędy, gubię się, czasem mówię za dużo, czasem milczę, gdy powinnam mówić. Ale kocham — całym sercem, nie zawsze umiejętnie, ale zawsze całkowicie.

Myślę wtedy o tym, jak bardzo współczesny świat wymaga od matek niemożliwego. Żeby były cierpliwe, ale też silne. Czułe, ale konsekwentne. Zadbane, uśmiechnięte, obecne w każdej sekundzie życia swoich dzieci, a jednocześnie niezależne, spełnione, stabilne emocjonalnie. To paradoks — jeden z tych, które można albo próbować spełnić i zwariować, albo po prostu odpuścić.

Więc odpuszczam.
Nie po to, by się poddać. Ale po to, by zrobić miejsce na to, co naprawdę ważne. Na śmiech, na rozmowę, na chwilę wspólnego nicnierobienia. Na zwykłą codzienność, która, jeśli tylko pozwolę jej być niedoskonała, staje się piękna w swojej prostocie.

Bycie matką to nie rola. To podróż.
Pełna błota, zakrętów i świateł, które zapalają się wtedy, gdy najmniej się ich spodziewasz. I choć czasem czuję, że się gubię, to wiem jedno — zawsze znajdę drogę z powrotem. Bo mam dla kogo.


Jeśli ten tekst do Ciebie przemówił, może zechcesz zajrzeć również do mojej książki?

Dodaj komentarz