
Zaledwie kilka lat temu była całkowicie zależna ode mnie. Mała dziewczynka, która zamknęła się na świat, na doświadczenia, na wyzwania, na nowe relacje. Może nie do końca — bo w gronie najbliższych przyjaciół i w środowisku, w którym czuła się swobodnie i bezpiecznie, wciąż grała pierwsze skrzypce. Była najgłośniejsza, pełno jej było wszędzie, zawsze w centrum uwagi.
Ale gdy zmieniało się otoczenie, gdy pojawiały się obce dzieci w jej wieku — wycofywała się. Wchodząc do sklepu i nagle zauważając grupę nastolatek, odkładała natychmiast to, czym była zainteresowana, i domagała się wyjścia. Czasem złościło mnie to, czasem było mi jej żal.
Każda rozmowa kończyła się tak samo: „bo na mnie patrzą, bo o mnie mówią”. Choć tak naprawdę nikt nie patrzył i nikt nie mówił. To było jak urojenie. Podszyta lękiem myśl, która zawładnęła jej małym światem i nie pozwalała robić tego, na co miała ochotę. Widziałam, że cierpi. Widziałam, że chciałaby chodzić na jakieś zajęcia. Prawdopodobnie taniec — nigdy mi tego nie powiedziała, ale nieraz widziałam, jak tańczy przed lustrem, nagrywa filmiki z własnymi choreografiami.
Dawałam jej czas i przestrzeń, której potrzebowała. Od czasu do czasu pytałam, czy chciałaby, żebym sprawdziła miejsce w lokalnej szkole tańca. Odpowiedź zawsze była ta sama: krótkie, stanowcze „nie”.
W końcu przestałam pytać.
Aż pewnego dnia przyszła do mnie i powiedziała, że chyba jest gotowa, żeby spróbować lekcji tańca. Te słowa były dla mnie jak muzyka. Bez zwłoki napisałam do szkoły. Otrzymała termin już na kolejny tydzień. Zgodziła się. Moje serce wypełniły radość i nadzieja.
Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Nie wiedziałam, czy w ogóle wejdzie do budynku. Widziałam strach w jej oczach, wewnętrzną walkę z samą sobą — najcięższą z możliwych. Z oczami pełnymi łez i drżącym ciałem weszła do środka. Drzwi się za nią zamknęły, a ja zostałam na zewnątrz.
Spędziłam 45 minut na parkingu, w samochodzie, modląc się do wszechświata, by sprawił, że jej się spodoba, że będzie chciała wrócić. Kiedy lekcja się skończyła, dziewczynki zaczęły wychodzić. Szukałam jej wzrokiem. Nie wychodziła długo. Pomyślałam, że pewnie płacze. Aż nagle zobaczyłam ją w drzwiach. To niby była ona, a jednak jakby trochę inna. Uśmiechnięta. Zadowolona. Promienna. Odmieniona.
Wsiadłyśmy do samochodu. Powiedziała, że jej się podobało. Że na początku płakała, była zdenerwowana, ale chciała spróbować i została. Poznała nowe dziewczyny, które się nią zaopiekowały i pomogły. Stoczyła walkę. Pokonała własny cień, który ją zniewalał. Wygrała. Znalazła nie tylko zgodę na to, by móc, ale też pasję. Znalazła miłość do tańca.
Minęły dwa lata. Dziś chodzi na każdą możliwą lekcję w szkole tańca, uczy się wszystkich stylów, jakie są dostępne. Dołączyła do grupy zawodowej, biorącej udział w zawodach. Wygrała casting do ogromnej świątecznej produkcji w teatrze na trzy tysiące miejsc. Na scenie czuje się jak ryba w wodzie. Uwielbia spojrzenia skierowane na nią. Już nie przeszkadza jej, że patrzą. Teraz to jej rola, by patrzyli.
Taniec i ekspozycja stały się jej miłością, pasją, życiem. Moje serce rozpiera duma. Moja miłość do niej jest ponad wszelką miarę. Determinacja. Walka. Upór.
Jesteś wielka, moja mała. Jesteś potężna.
Zamów moją książkę:
https://amzn.eu/d/7841t2M