
Słyszę tupot małych, biegnących nóżek. Chichot dziecka wołającego: „Mami, mami!”. Odwracam się w stronę, z której dochodzi głos.
Maleńka postać w różowej sukience i z blond, niemal białymi włosami zbliża się radośnie w moim kierunku. Jest tak drobna, że ledwo widoczna pośród wysokich traw na łące. Świerszcze grają swoją nutę, układając sierpniową melodię. Słońce świeci mi prosto w oczy, uniemożliwiając dokładne przyjrzenie się postaci. Jej głosik brzmi tak znajomo. Znam ten sposób podskakiwania.
To przecież moja dwuletnia Mia! Rzuca mi się w ramiona z rozpędu, a ja trzymając ją mocno, obracam się w kółko. Jej chichot przechodzi w głośny, radosny śmiech. Małe ramiona zaciskają się wokół mojej szyi jeszcze mocniej.
Siadamy na trawie, wciąż się obejmując. Jej ciało mocno przylega do mojego. Jest tak maleńkie, że bez trudu mieści się w moich ramionach. Nasze sylwetki stapiają się w jeden obraz, jak nierozrywalny monument. Głaszczę jej twarz — jest tak delikatna, aksamitna. Czuję zapach miękkiej skóry i szamponu o pomarańczowej woni.
Moje maleństwo. Moja mała Mia. Napawam się tym momentem, chłonę każdą sekundę. Mam przeczucie, że nie potrwa on długo. „Kocham cię, moje serduszko” — szepczę jej do ucha, a ona odpowiada tym samym. Kołysze nas lekki wiatr i szum traw, które łączą się w symfonię ze świerszczami.
Nagle słyszę daleki odgłos, który wyrywa mnie z tej cudownej nirwany. Niewidzialna siła odrywa mnie od mojej Mii. Otwieram oczy. Jestem na werandzie w ogrodzie. Pies śpi na moich kolanach, oddychając rytmicznie.
Ach… to był tylko sen. Piękny sen.
Mia wychodzi na zewnątrz. Jest znacznie wyższa niż ta mała dziewczynka, którą przed chwilą tuliłam. Ma na sobie białą koszulkę, krótkie legginsy i sportowe trampki. Wszystko markowe — bo to dla niej teraz ważne.
Jej włosy, choć wciąż jasne, straciły już ten nieskazitelny biały odcień. Zaplotła je w gruby warkocz, starannie wygładzając fryzurę, by nie odstawał ani jeden kosmyk. To też jest teraz ważne.
Pyta, czy może iść z przyjaciółką do parku. Jej głos nie brzmi już jak w moim śnie. Jest głębszy, słychać w nim nutę zdecydowania i determinacji. Zgadzam się. To dla niej teraz ważne.
Odwraca się i na odchodne upewnia mnie, że ma przy sobie telefon.
Myśli i obrazy kotłują się w mojej głowie. Tak sprzeczne, tak różne — te dawne i te wczorajsze.
Tyle lat minęło, odkąd mogłam przytulić ją tak, jak w moim śnie, kiedy jej maleńkie ciało naturalnie wtulało się we mnie. Nawet nie pamiętam, kiedy to zdarzyło się po raz ostatni.
Kiedy ostatni raz trzymałam jej rękę w drodze na spacer czy do sklepu? Kiedy ostatni raz chciała, żebym spała z nią w nocy? Kiedy ostatni raz czytałyśmy bajkę do snu?
Nie pamiętam. Ale tak bardzo tęsknię za tymi chwilami.