Znów ich zawiodłam..

W Anglii trwa drugi tydzień szkolnych wakacji. Pierwszy minął wspaniale. Mieliśmy upały, takie prawdziwe ponad trzydziestostopniowe. Od rana życie toczyło się w ogródku. Basen, woda, Słońce. Wrzuciłam na luz i czas spędzałam z dziećmi. Tak prawdziwie. Żadnej miotły i szmaty. W kuchni tylko obiady co dwa dni ogarniałam. Totalny relaks. Siedzielismy razem w basenie, gotowaliśmy zupy z wody, trawy i płatków kwiatów. Rysowaliśmy kolorową kredą po ogrodzeniu. Jednego dnia namówiłam mojego Jaśka na wolne w pracy i pojechaliśmy na plażę. Kąpaliśmy się w zimnym morzu, graliśmy w krykieta, rzucalismy się błotem i robiliśmy gwiazdy. Czułam sie cudownie, oddałam sie dzieciom. Tworzymy wspomnienia. Podczas budowania zamku z piasku Mia powiedziała: ” Wszyscy pracujemy razem. Jesteśmy drużyną”. Popatrzyłam na nią a potem na Jaśka, on też już patrzył na mnie. Poczuł to samo, co poczułam ja. Poczuliśmy się spełnieni. Nasze dzieci były cholernie szczęśliwe. Nie tylko dlatego, że byliśmy na plaży, ale dlatego, że cały dzień miały rodziców uczestniczących w ich życiu. Byliśmy drużyną. Wszyscy tak samo ważni. Każdy z nas wnoszący coś innego. Razem działający w jednym celu. Bycia szczęśliwym. Tu i teraz.

Po całym dniu wojaży dzieci padły w samochodzie. Ja przeglądałam zdjęcia. Pomyślałam sobie, że przecież wcale to wszystko nie musi być takie trudne. Dzieci cieszą się z rzeczy małych a najbardziej z naszej obecności w ich życiu. Cały ten pierwszy tydzień wakacji właśnie to udowodnił. Była radość, głośny śmiech, wariacje i szaleństwo. Dam radę. Tylko muszę jechać na luzie, nie na piątym biegu. Wybrać bitwy godne walki, na resztę przymknąć oko. Przecież codzienność nie musi wcale być przytłaczająca, stresująca. Udowodniłam sobie, że może być bezstresowo, że umiem tak, że potrafię być super mamą. Muszę tylko to kontynuować. Dam radę. Spokojnie. Mam to w kieszeni.

Po weekendzie w pracy, nadszedł poniedziałek. Od rana deszcz. Cały dzień padało. I tak wciąż pada a jest już czwartek. Siedzimy w domu. Milion razy na dzień słyszę: „Mami, mami, mami”. Ilekroć chce coś zjeść, wtedy każde z dzieci ma jakis problem. Świat sie wali na głowy, bo Matka wlaśnie przyłożyła dupę do krzesła. Jeszcze nie usiadła dobrze. Siedzisko kusząco musnęło jedynie jej pośladki. Mia z nudów chodzić już po ścianach chce. Koleżanek nie ma. Całe dnie spędzają u dziadków, kuzynów, ciociów i wujków. My takowych nie mamy. To znaczy mamy, ale jedni w innym kraju a drudzy się nami nie interesują. Jesteśmy tylko my.

Zaopatrzyliśmy się więc w dwie torby kreatywnych produktów, farby i wszystkie możliwe gadżety z tej dziedziny. Będziemy malować. No to dobra. Przygotowałam stół, zabezpieczyłam co mogłam zabezpieczyć, dwa stanowiska gotowe do pracy. Kto ma dwulatka w domu, ten może sobie wyobrazić jak to wszystko wyglądało. Miało być pięknie, twórczo i odprężająco. Realia były takie, że młody w tempie ekspresowym wymieszał wszystkie kolory farb na kolor, który odpowiada zawartości jego pieluchy. Miśki plan na malowanie tęczy runął w gruzach a co za tym idzie, krokodyle łzy i krzyk. Ręce opadły mi bezsilności. „Ja już nie chce malować ” odparła i poszła sobie. Przygotowanie całego bajzlu zajęło mi dłużej, niż cała ich zabawa. Teraz zostałam ze sprzątaniem. I po co mi to było potrzebne?? Ok Wioleta, dasz radę, spokojnie. Dałam dzieciakom owoce, włączyłam bajkę i zaczęłam sprzątać te gówniane farby i co z nich pozostało. „Mami nudzi mi się, chce robić coś innego teraz”.. No i poszło.. potok słów z pyska mi się wytoczył. Słów, których wcale nie planowałam wypowiedzieć a juz tym bardziej wykrzyczeć w twarz mojej pięciolatki. Do końca dnia chodziłam już jak bomba zegarowa, warcząc na wszystkich dookoła. Zła na deszcz, na pieprzoną Anglie, na samotność, na wyglądające tak samo dni, na męża bo jest w pracy, na dzieci.. bo są dziećmi! Znów dałam się wciągnąć w ten przytłaczający stan umysłu, kiedy nie widzę nic dobrego. Same negatywy..

Wieczorem nastała cisza. Dzieci spały. Usiedliśmy z Jaśkiem na kanapie. Otworzyłam sobie piwo. „Wszystko ok?” – zapytał. „Nie, nie jest Ok. Byłam dziś okropną matką. Darłam gębę jak niezrównoważona baba, a przecież im się tylko nudziło i dlatego marudzili. Nienawidzę siebie takiej. Nie chce taka być” łzy mi popłyneły po policzkach. „Przecież wiesz, że jak Mia się nudzi, to potrafi być najbardziej denerwującym małym człowiekiem na Ziemii. Ale to nasze dzieci, musimy je kochać, nie mamy wyjścia” – to taki jego żart, zazwyczaj na mnie działa i zaczynam się śmiać. Nie dzisiaj. Dziś czuję, że znów ich zawiodłam jako matka. Jaśko widzi, że sprawa jest poważniejsza, że głupim dowcipem nie załagodzi sprawy. Zapytał mnie, gdzie jest ta Vi z poprzedniego tygodnia. Ta rozluźniona, śmiejąca się i machająca ręką na rozlany sok na podłodze i resztki obiadu pod stołem? No właśnie. Gdzie ona jest? Też jej szukam. Jest taka odległa, że czasem wydaje mi się, że ten poprzedni tydzień obserwowałam jakąś inną, obcą kobietę. Matka jest motorem napędowym maszyny, jaką jest rodzina. Jeśli Matka jest rozluźniona to i dzieci i wspólne relacje. Wiem to. Znam teorie, znam reguły, zasady. Wiem, że kiedy wstanę rano lewą nogą, to już koniec. Będzie się za mną ta lewa noga ciągnąć jak smród po wdepnieciu w psie gówno. Dopiero jak włoże buty do pralki, to pojawi się nadzieja, że odór zniknie. Tak samo jestem pełna nadziei każdej nocy, kiedy kładę głowę na poduszkę. Chce obudzić się rano jako fajna mama. O dużo nie proszę a jednak te złe dni czasem mnie dopadają i nie umiem z nich się wygrzebać. Nie tak wyobrażałam sobie siebie jako Matkę. W moich wyobrażeniach miałam nieobliczalne zasoby cierpliwości i dzieci, które słuchały mych próśb zanim skończyłam je wypowiedzieć. No właśnie. W moich wyobrażeniach..

Teraz idę spać. Jutro chce obudzić się jako Matka z moich marzeń.

13 myśli na temat “Znów ich zawiodłam..

  1. Przykro mi, że tak sie czujesz. Niestety, pogoda ma ogromny wplyw na nasze zycie. Kiedy swieci slonce, to wszystko odżywa, a male problemy przestaja istniec. Kiedy jest chlapa, a slonce nie ma nawet szans na przebicie sie przez czarne chmury, mam naprawde wisielczy nastroj i klnę, jak szewc, wiec doskonale Cie rozumiem.
    Pamietaj, że nuda jest tworcza. Kiedy moj syn sie nudzi, a wyczerpal juz limit elektroniki na dany dzien, nie reaguje na jego jęczenie. Zmuszony nudą zawsze w koncu wpadnie na jakis pomysl: zaczyna rysowac, przegladac ksiazki lub zdjecia, albo jeszcze co innego. Rodzice nie powinni wypelniac dzieciom kazdej chwili. Trzeba im dac sie ponudzic. Krzywda im sie nie dzieje. Czytalam artykul o mezczyznie, ktory mial wypadek i lezal kilka tygodni w szpitalu. Z nudow zaczal pisac wiersze, a dzis wydaje swoje tomiki.
    Wrzuc na luz, ale nie tylko o tym mów, a również zrób 😀

    Polubienie

    1. Dziś świeci słońce 😊 Nie, to nie tak, że próbuje wypełniać każdą chwilę. Mają oboje swój czas, mają czas na nudę i wtedy faktycznie, każde idzie w inna stronę i robi swoje. Czasem jednak dochodzi do momentów, kiedy trzeba im pomóc.
      Wiesz z tym daniem na luz, to nie taka prosta sprawa. To tak jak ze starymi drzewami, których się nie przesadza 🙂 luzuje każdego dnia po trochu, już nawet nie ogarnięte łóżka na górze mnie nie ruszaja:-) to progres 😜😜

      Polubienie

  2. Nie łam się, nie jesteś taka najgorsza ;), każdy miewa słabsze momenty. Chyba grunt, to umieć przyznać się do błędu, przeprosić, przemyśleć, wyciągnąć wnioski na przyszłość. A potem poprawić koronę i dalej brać na klatę troski i blaski codzienności 🙂

    Ja też bywam, mimo całej tej teorii, którą dzielnie i stale sobie przyswajam, straszną matką. Głupio mi potem przed samą sobą, przed tą wersją siebie, jaką staram się być, i płaczę w poduchę.
    Cóż, nie ma ludzi idealnych, ale najważniejsze to mimo wszystko starać się dążyć do jakiegoś ideału, który chcielibyśmy w sobie widzieć.

    A z tego co piszesz to jesteś super mamą! ❤️

    Polubienie

  3. Gdyby każda matka była tak ” zła ” dostrzegając swoje błędy. W świadomy sposób. Nie uciekając przed tym. Dzieciństwa przyszłych generacji. Miałyby większy i barwniejszy potencjał 🙂

    Polubienie

Dodaj komentarz